sobota, 23 marca 2013

Recenzja filmu "Nieulotne"

No i mam kolejny mały sukces w Klubie Filmowym. :)
Na stronie kina pojawiła się moja recenzja filmu "Nieulotne".

WYPACZENIE CZY WYPADEK PRZY PRACY?


Widzowie zachwyceni wyreżyserowanym w 2009 r. przez Jacka Borcucha „Wszystko, co kocham” zapewne pokładali ogromne nadzieje w jego najnowszej produkcji. Dodatkowym „wabikiem” stał się również pierwszoplanowy duet aktorski – gwiazda „Sali samobójców” i „Yumy” – Jakub Gierszał oraz Magdalena Berus, która zadebiutowała fantastyczną rolą w „Bejbi Blues”. Z przykrością muszę niestety powiedzieć, że „Nieulotne” okazał się kompletną klapą…
                Plus można przyznać za zdjęcia. Pierwsza część filmu zapowiadała się naprawdę nieźle. Krajobrazy gorącej Hiszpanii działały na oglądających wręcz magnetyzująco. Wisienką na torcie był kulminacyjny punkt historii – mrożąca krew w żyłach przygoda Michała (Gierszał). W tym momencie czar rzucony przez Borcucha pryska… Bohaterowie przenoszą się do Polski . Można byłoby wybaczyć brak hiszpańskiej magii ulicom polskiego miasta, jednak ulatuje też wszystko, co zainteresowało widza losami Kariny (Berus) i Michała. Tempo akcji jakby zwalnia. Poza tym można odnieść wrażenie, że Borcuch tylko biega za parą z kamerą i dokumentuje jej „szarą” codzienność, od rana do wieczora. Dlatego właśnie oglądanie robi się najzwyczajniej męczące. Jeżeli  „spowolnienie” filmu było celowe, to niestety reżyser zdecydowanie nie trafił z tym pomysłem.
                Innym powodem, dla którego tak trudno było przebrnąć przez „Nieulotne”, mogły być „nudne” kadry. Kiedy widzieliśmy słońce, lato, Hiszpanię, być może nie zwracaliśmy na to zbyt dużej uwagi, ale później dało się zauważyć, że zdecydowana większość ujęć została sfilmowana w planie bliskim lub zbliżeniu. A to bardzo drażniło i nudziło widza. Oczywiście osoby mające inne poczucie estetyki mogą uznać, że taki sposób kręcenia jest właśnie zaletą filmu. Ja jednak jestem na NIE.
                „Nieulotne” ratowały dwie rzeczy. Pierwsza - gra Magdaleny Bierus i Jakuba Gierszała. Co do Gierszała – jednak lepiej oglądało się go w „Yumie” i „Wszystko, co kocham”. Nie można powiedzieć, że i tym razem nie pokazał, na co go stać, jednak mógł wycisnąć z roli Michała jeszcze więcej. Berus zaś nie wykroczyła ponad to, co widzieliśmy w „Bejbi blues”.
Drugim „kołem ratunkowym” była muzyka Daniela Blooma. To, co niemiłe było dla oczu, łagodzone było tym, co miłe dla ucha. Jego praca nie straciła na świetności pokazanej we „Wszystko, co kocham”.
                Cóż, niestety, mamy kolejny polski film-wydmuszkę – okrzyknięty, świetnie rekomendowany, dobrych aktorów i muzykę, wspaniałą, wciągającą historię i … kiepską realizację tego wszystkiego. Boli to tym bardziej, że zawiódł nas tak rewelacyjny reżyser – twórca brawurowego obrazu młodych Polaków „Wszystko, co kocham”. Pozostaje nam mieć nadzieję, że „Nieulotne” to tylko drobny „wypadek przy pracy”, a nie wypaczenie artysty…


Recenzja na stronie "Etiudy" tutaj: KLIK

W najbliższym czasie postaram się zamieścić tutaj esej "Szekspir w popkulturze". Piszę go na konkurs. Największym problemem jest... ilość znaków. Przekroczyłam ją o całe 1000. No i trzeba, niestety, trochę to skrócić.