Na stronie kina pojawiła się moja recenzja filmu "Nieulotne".
WYPACZENIE CZY WYPADEK PRZY PRACY?
Widzowie zachwyceni wyreżyserowanym w 2009 r. przez
Jacka Borcucha „Wszystko, co kocham” zapewne pokładali ogromne nadzieje w jego
najnowszej produkcji. Dodatkowym „wabikiem” stał się również pierwszoplanowy
duet aktorski – gwiazda „Sali samobójców” i „Yumy” – Jakub Gierszał oraz
Magdalena Berus, która zadebiutowała fantastyczną rolą w „Bejbi Blues”. Z
przykrością muszę niestety powiedzieć, że „Nieulotne” okazał się kompletną
klapą…
Plus można
przyznać za zdjęcia. Pierwsza część filmu zapowiadała się naprawdę nieźle.
Krajobrazy gorącej Hiszpanii działały na oglądających wręcz magnetyzująco.
Wisienką na torcie był kulminacyjny punkt historii – mrożąca krew w żyłach
przygoda Michała (Gierszał). W tym momencie czar rzucony przez Borcucha pryska…
Bohaterowie przenoszą się do Polski . Można byłoby wybaczyć brak hiszpańskiej
magii ulicom polskiego miasta, jednak ulatuje też wszystko, co zainteresowało
widza losami Kariny (Berus) i Michała. Tempo akcji jakby zwalnia. Poza tym
można odnieść wrażenie, że Borcuch tylko biega za parą z kamerą i dokumentuje
jej „szarą” codzienność, od rana do wieczora. Dlatego właśnie oglądanie robi
się najzwyczajniej męczące. Jeżeli
„spowolnienie” filmu było celowe, to niestety reżyser zdecydowanie nie
trafił z tym pomysłem.
Innym powodem,
dla którego tak trudno było przebrnąć przez „Nieulotne”, mogły być „nudne” kadry.
Kiedy widzieliśmy słońce, lato, Hiszpanię, być może nie zwracaliśmy na to zbyt
dużej uwagi, ale później dało się zauważyć, że zdecydowana większość ujęć
została sfilmowana w planie bliskim lub zbliżeniu. A to bardzo drażniło i
nudziło widza. Oczywiście osoby mające inne poczucie estetyki mogą uznać, że taki
sposób kręcenia jest właśnie zaletą filmu. Ja jednak jestem na NIE.
„Nieulotne” ratowały
dwie rzeczy. Pierwsza - gra Magdaleny Bierus i Jakuba Gierszała. Co do
Gierszała – jednak lepiej oglądało się go w „Yumie” i „Wszystko, co kocham”.
Nie można powiedzieć, że i tym razem nie pokazał, na co go stać, jednak mógł
wycisnąć z roli Michała jeszcze więcej. Berus zaś nie wykroczyła ponad to, co
widzieliśmy w „Bejbi blues”.
Drugim „kołem ratunkowym” była muzyka Daniela
Blooma. To, co niemiłe było dla oczu, łagodzone było tym, co miłe dla ucha.
Jego praca nie straciła na świetności pokazanej we „Wszystko, co kocham”.
Cóż, niestety,
mamy kolejny polski film-wydmuszkę – okrzyknięty, świetnie rekomendowany, dobrych
aktorów i muzykę, wspaniałą, wciągającą historię i … kiepską realizację tego
wszystkiego. Boli to tym bardziej, że zawiódł nas tak rewelacyjny reżyser –
twórca brawurowego obrazu młodych Polaków „Wszystko, co kocham”. Pozostaje nam
mieć nadzieję, że „Nieulotne” to tylko drobny „wypadek przy pracy”, a nie
wypaczenie artysty…
Recenzja na stronie "Etiudy" tutaj: KLIK
W najbliższym czasie postaram się zamieścić tutaj esej "Szekspir w popkulturze". Piszę go na konkurs. Największym problemem jest... ilość znaków. Przekroczyłam ją o całe 1000. No i trzeba, niestety, trochę to skrócić.