sobota, 11 maja 2013

Wyobraź to sobie - recenzja "Imagine"


Andrzej Jakimowski, reżyser „Sztuczek” i „Zmruż oczy” tym razem serwuje nam produkcję będącą dzieckiem współpracy z Francją, Portugalią i Wielką Brytanią. Gdyby chcieć jak najprościej określić tematykę „Imagine”, wystarczyłoby powiedzieć: film o niewidomych. To wyjaśnia nam wszystko i jednocześnie nic. Dzieło należy bowiem do tych, których kwintesencję czujemy, lecz nie potrafimy o niej opowiedzieć. Dlatego określenie „film o niewidomych” aż się prosi, by coś do tego dopowiedzieć…
                Ian  (Edward Hogg), niewidomy anglik, przybywa do Lizbony, do ośrodka dla osób, tak jak on, pozbawionych zmysłu wzroku. Ma nauczać ociemniałe dzieci, jak radzić sobie z problemami wynikającymi z oczywistego powodu. Jako że stosuje nieprzeciętną metodę wykorzystywania echolokacji, spotyka się ze sceptycznym nastawieniem zarządców ośrodka i samych pacjentów. Trudno im uwierzyć, że niewidomy może poruszać się po mieście jak każdy obywatel, bez użycia laski. Ian bowiem tego właśnie pragnie – nie być wrzucanym do worka z napisem „inny” czy „potrzebujący”. Wierzy, że brak zmysłu wzroku w pełni rekompensuje mu słuch, dotyk i wyobraźnia. Fakt, że pracownicy ośrodka uważają ludzi niewidomych za ułomnych, prowadzi do nieuniknionego konfliktu…
                W tę historię wpleciony jest również wątek miłosny. Zamieszkująca zakład, także niewidoma Eva (Alexandra Maria Lara) marzy o tym, by posiąść takie zdolności, jak Ian. „Chcę chodzić bez laski, tak jak ty!", mówi , “Bo kiedy idę z laską, ludzie mnie popychają, szarpią na wszystkie strony, chcąc pomagać na siłę”. Rodzi się między nimi uczucie. Rozumieją się nawzajem, tak jak nie jest w stanie zrozumieć ich reszta świata. Historia tych dwojga przynosi ulgę wszystkim widzom znudzonym tandetnymi romansidłami, które widzimy w niemal co drugim polskim filmie. Jakimowski oszczędził tutaj zbędnych uniesień i namiętności – przedstawił miłość w subtelnym wydaniu, jakiego potrzebuje współczesne kino.
                Cały film to delikatna gra zmysłów. Sam tytuł, który w tłumaczeniu z języka angielskiego oznacza wyobrażać sobie, jest dla widza wskazówką, jak należy tę produkcję obejrzeć. Niesamowite jest, że choć my widzimy bohaterów i to, co ich otacza, to mamy wrażenie przynależności do świata niewidomego Iana i Evy. Nie bez znaczenia jest tu mistrzowska żonglerka obrazami, której Jakimowski używa jako klucza dla widzów do zrozumienia dzieła. Ucztą dla ucha jest z kolei muzyka Tomasza Gąssowskiego. Wszystko to zespala się w niesamowitą rzeczywistość, której dotknąć możemy jedynie wyobraźnią.
                „Imagine” bez wątpienia można polecić wszystkim, którzy dość mają siedzenia w kinie z podpartym łokciem i beznamiętnego śledzenia coraz to nowych, prostych, nudnych historii. Ta produkcja to miła odmiana i – przede wszystkim – świetna gimnastyka dla naszej wyobraźni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz