Andrzej
Jakimowski, reżyser „Sztuczek” i „Zmruż oczy” tym razem serwuje nam produkcję
będącą dzieckiem współpracy z Francją, Portugalią i Wielką Brytanią. Gdyby
chcieć jak najprościej określić tematykę „Imagine”, wystarczyłoby powiedzieć: film
o niewidomych. To wyjaśnia nam wszystko i jednocześnie nic. Dzieło należy
bowiem do tych, których kwintesencję czujemy, lecz nie potrafimy o niej
opowiedzieć. Dlatego określenie „film o niewidomych” aż się prosi, by coś do tego
dopowiedzieć…
Ian (Edward Hogg), niewidomy anglik, przybywa do Lizbony,
do ośrodka dla osób, tak jak on, pozbawionych zmysłu wzroku. Ma nauczać
ociemniałe dzieci, jak radzić sobie z problemami wynikającymi z oczywistego
powodu. Jako że stosuje nieprzeciętną metodę wykorzystywania echolokacji,
spotyka się ze sceptycznym nastawieniem zarządców ośrodka i samych pacjentów.
Trudno im uwierzyć, że niewidomy może poruszać się po mieście jak każdy
obywatel, bez użycia laski. Ian bowiem tego właśnie pragnie – nie być wrzucanym
do worka z napisem „inny” czy „potrzebujący”. Wierzy, że brak zmysłu wzroku w
pełni rekompensuje mu słuch, dotyk i wyobraźnia. Fakt, że pracownicy ośrodka
uważają ludzi niewidomych za ułomnych, prowadzi do nieuniknionego konfliktu…
W
tę historię wpleciony jest również wątek miłosny. Zamieszkująca zakład, także niewidoma
Eva (Alexandra Maria Lara) marzy o tym, by posiąść takie zdolności, jak Ian. „Chcę
chodzić bez laski, tak jak ty!", mówi , “Bo kiedy idę z laską, ludzie mnie
popychają, szarpią na wszystkie strony, chcąc pomagać na siłę”. Rodzi się
między nimi uczucie. Rozumieją się nawzajem, tak jak nie jest w stanie
zrozumieć ich reszta świata. Historia tych dwojga przynosi ulgę wszystkim
widzom znudzonym tandetnymi romansidłami, które widzimy w niemal co drugim
polskim filmie. Jakimowski oszczędził tutaj zbędnych uniesień i namiętności –
przedstawił miłość w subtelnym wydaniu, jakiego potrzebuje współczesne kino.
„Imagine”
bez wątpienia można polecić wszystkim, którzy dość mają siedzenia w kinie z
podpartym łokciem i beznamiętnego śledzenia coraz to nowych, prostych, nudnych
historii. Ta produkcja to miła odmiana i – przede wszystkim – świetna
gimnastyka dla naszej wyobraźni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz