Oglądam „Wydarzenia” na Polsacie i dowiaduję się,
że… jakiś facet stwierdza, że należy wprowadzić zmiany (uproszczenie) w
polskiej ortografii. Powody? Głównym jest
fakt, że dzieci w szkole i dorośli dyslektycy sobie z nią nie radzą.
Litości! Przyszło
mi żyć w kraju, w którym kochani rodacy chcą deptać język – świadectwo naszej
historii, naszej kultury, nas samych – i to dlaczego! Dlatego, że (przepraszam)
gówniarzeria z podstawówki marudzi, że trzeba się uczyć, kiedy pisać „ż”, a
kiedy „rz”. Padłam już całkiem, kiedy padło stwierdzenie, że przez naukę ortografii dzieci nie mają czasu
na inne przedmioty. Ha! Pewnie, że nie mają – jeśli kochający rodzice
pozwalają im spędzać całe godziny przed komputerem na Wyspie Gier, no to przecież trzeba wycelować w innego winowajcę –
padło na naszą nieszczęsną ortografię. No, ręce opadają! Aż nasuwa się
retoryczne pytanie – jaka będzie przyszłość tego narodu? Internet jest
fajniejszy niż czytanie O psie, który
jeździł koleją. Łatwiej nasze kochane „ó” pogrzebać niż przyznać, że
dzieciary są teraz m a s a k r y c z n i e rozkapryszone i rosną z nich
(przepraszam najmocniej) „puści” idioci, których za każdym razem można
usprawiedliwić i problemu doszukać się nawet w polszczyźnie.

Coraz bardziej
mam ochotę zrezygnować z dziennikarstwa i zostać polonistką – surową,
wymagającą, „bezlitosną” polonistką, robiącą non stop dyktanda i czepiającą się
każdego przecinka. Ale gdybym, sprawdzając pracę pisemną jakiegoś smarkacza,
musiała znosić górka przez „u” i nie
mogąc zamazać tego czerwonym długopisem, to na pewno wyskoczyłabym z okna
szkolnego budynku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz