sobota, 28 lipca 2012

Nie taki straszny amstaff


                Maszerujesz chodnikiem. Mijasz kolejnych przechodniów, nie zwracając na nich większej uwagi. Zaabsorbowany jesteś myślami o tym, gdzie i po co idziesz. Z zadumy wyrywa cię widok zbliżającego się do ciebie chłopaka i psa, którego prowadzi na smyczy. Zwierzę to ma silną, zwartą budowę, krótką sierść i… potężną szczękę. Na szerokiej mordce nie ma kagańca, co przyprawia cię o gęsią skórkę. Jesteś przekonany, że jeżeli psu coś się w tobie nie spodoba – a prawdopodobieństwo takiego obrotu spraw jest, twoim zdaniem, ogromne – to z całą pewnością stracisz rękę, albo, co gorsza, nieprzewidywalna bestia bez ostrzeżenia skoczy i rozszarpie ci gardło, zanim jej opiekun zdąży w jakikolwiek sposób zareagować. Co w takim razie zrobisz? Pewnie przejdziesz na drugą stronę ulicy lub wylejesz pod adresem chłopaka prowadzącego swojego pupila potok nieprzyjemnych dla niego uwag o nieodpowiedzialności i tak dalej. Albo jedno i drugie.
                American Staffordshire Terrier – znany także pod potoczną nazwą amstaff – przez lata był utożsamiany z agresją, zabijaniem i wrogością wobec ludzi i zwierząt. Patrząc na jego ogromną szczękę, większości osób niespecjalnie interesujących się rasą staje przed oczami obraz walczących na arenie psów – krwawych starć na śmierć i życie. Nie bez powodu – hodowcy pracujący nad amstaffami mieli na celu stworzyć prawdziwego psiego gladiatora; zwierzę miało być silne, odporne na ból, agresywne wobec innych zwierząt (lecz nie wobec ludzi) i mieć bardzo silną szczękę, której zaciśnięcie na gardle rywala było równoznaczne z jego śmiercią. Więc wszystko jasne – amstaff to nieco unowocześniona wersja niegdysiejszej maszyny do zabijania. I to twierdzenie trafia do ludzi jako poważne ostrzeżenie, żeby nie ufać wesołemu psiakowi i jego opiekunowi.
               Ogień niechęci do tych zwierząt podsycają żądne sensacji media, serwując masie jak najwięcej donosów o pogryzieniach. Ciekawe jest to, że robiąc reportaż czy pisząc artykuł o tego typu sprawie, autorzy starannie dbają o wykreowanie wizerunku złego amstaffa, ale słowem nie pisną o jego złym właścicielu. Zawsze wyeksponowany jest opis psa rozszarpującego małe dziecko, ale nigdy nie powie się o opiekunie, który głęboko w tyle miał socjalizację szczenięcia, nie reagował, kiedy kilkuletni chłopiec – syn znajomych – tarmosił zwierzę za uszy i ciągnął je za ogon. I – rzecz jasna – pomija się fakt, że ten niby krwiożerczy amstaff spędził całe życie w ciasnym boksie czy na łańcuchu i że pochodzi z pseudohodowli. Ludzie chętnie kupują takie historie, także nic dziwnego, że na każdym kroku spotykamy się ze stereotypem psa potwora.
                U jednych teriery typu bull budzą strach,  u innych – fascynację. Bardzo często zdarza się, że marzenie o posiadaniu amstaffa wiąże się z chęcią zaimponowania innym czy podniesieniu poczucia własnej wartości. Tym sposobem pojawia się kolejne głupie skojarzenie – zwykło się uważać, że właściciele przedstawicieli tej rasy to młodzi mężczyźni, „zakapturzeni”, pijący alkohol i wdający się w osiedlowe bójki. Dziewczyny – nie kupujcie amstaffów, bo przechodnie będą patrzeć na was, jak na przybyszów z kosmosu.
                Wygląd i historia rasy, a także wspomniana przed chwilą chęć zaimponowania, ciągnie za sobą całą procesję przykrych dla psów konsekwencji… Atuty amstaffów zamydlają oczy osobom marzącym o psie dla „szpanu” na istotne reguły obchodzenia się z tymi zwierzętami. Skutkiem jest masowy przypływ terierów typu bull i psów w ich typie w schroniskach. Świeżo upieczeni właściciele szybko zaczynają skarżyć się na niekontrolowaną agresję podopiecznego w stosunku do domowników i gości (zarówno tych dwu, jak i czworonożnych) i tak tłumaczą porzucanie wymarzonego przyjaciela. Szanse schroniskowego amstaffa – choćby nie wiem jak pięknego i spokojnego – są niemal zerowe… Nie dość, że jest amstaffem, to jeszcze z nieznaną przeszłością. A informacja o powodzie oddania go do schroniska już całkowicie pozbawia go możliwości znalezienia nowego właściciela. Za kratami schroniskowych boksów taki pies wręcz usycha. I tym sposobem mamy smutny koniec maszyny do zabijania.
                Jedna, bardzo istotna rzecz – dlaczego to psy płacą za ludzką głupotę? Nieodpowiedzialność, stereotypy, historia rasy – to wszystko spoczywa nie na barkach winowajców, tylko zwierząt, które przecież wcale się nie prosiły o taki żywot. Skoro już spotyka je taki los, to wypadałoby im to chociaż częściowo wynagrodzić. Nie patrzmy więc na amstaffa z dziesięciokilometrowym dystansem, bo są to wspaniałe psy i we właściwych rękach mogą być świetnymi kompanami. Tak naprawdę dobrze ułożony, spokojny amstaff jest zdecydowanie mniej niebezpieczny od agresywnego, źle wyszkolonego labradora atakującego wszystko, co się rusza. Mądry właściciel – mądry amstaff.

Kilka schroniaków

                Ponieważ duża część czytelników to moi znajomi, mieszkający w tej samej okolicy, co ja – przedstawiam Wam kilka wspaniałych amstaffów czekających na dom w schronisku w Radomiu, które jest najbliższym w regionie. A nóż któryś z nich podbije czyjeś serducho. J


Bolek [KLIK]

Farys (Nero) [KILK]

Joda [KLIK]

Mirra [KILK]

Opal [KLIK]

Puzon [KLIK]












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz