Ludziom z całego świata nie jest
obca informacja o tradycji jedzenia psów i kotów w krajach azjatyckich. Dla
wielu brzmi to strasznie, ale tylko ci, którzy buszowali po YouTube i mieli
okazję obejrzeć choćby jeden filmik ukazujący szokujące procesy uboju tych
zwierząt, są w stanie pojąć, jaki wymiar ma kwestia poruszana przez miliony oburzonych
tym stanem rzeczy osób…
Wśród
ludzi mówiących zdecydowane NIE wschodnim obyczajom pojawia się grupa
sceptyków, którzy uważają, że w Chinach czy Korei spożywanie psiego mięsa jest równoznaczne
z ubojem świń lub krów w Polsce. Tutaj można się zgodzić. Przecież trzoda
chlewna to też zwierzęta – cierpią i czują tak samo jak każda żywa istota.
Wyrzuty sumienia u Chińczyka zajadającego się psim gulaszem są takie same jak u
Polaka spożywającego na obiad kotlet – czy myśli on o tym, że na talerzu ma
właśnie świnię, która całkiem niedawno była żyjącym stworzeniem? Nasuwa się
tylko pytanie, czy cierpienie można stopniować. Chyba można. Tak naprawdę nie
wiadomo, co dzieje się za ścianami polskich rzeźni… Niedawno wyczytałam w
Internecie, że świnie są wrzucane żywcem do wrzątku. Czy to prawda – nie mam
pojęcia. Tak czy inaczej wiele osób jest święcie przekonanych, że w naszym
kraju zwierzęta przeznaczone na ubój są zabijane w sposób humanitarny. Stąd
zapewne bierze się nienawiść adresowana do mieszkańców Chin i Korei Południowej
– metody zabijania psów i kotów w celu pozyskania ich futra oraz mięsa są
jednym słowem nieludzkie…
„Każdego roku w Chinach dziesiątki milionów zwierząt zostają zarżnięte
i zaszlachtowane. Zapotrzebowanie na futro jest wysokie, a Chińczycy je
dostarczają. To czego nie uda im się wyeksportować poza Chiny zwykle kończy na
talerzu. Zasmuca fakt, że zwierzęta cierpią horrendalne tortury. Są łapane na
ulicy i tuzinami upychane w małych klatkach, bez możliwości ruchu. Następnie
rzuca się nimi jak martwymi przedmiotami z ciężarówek na ziemię, uderzają o
siebie nawzajem i obijają o stalowe klatki. Później klatki te są układane w
sterty i wtedy zaczyna się prawdziwy koszmar. Zwierzę zostaje brutalnie
wyciągnięte z klatki i związane, by uniknąć oporu. Jest lekko oszołomione
uderzeniem w głowę, ale wciąż żywe. Jeżeli zwierzę nie jest ciężkie, pracownik
trzyma je za tylnie łapy po czym bierze zamach i uderza jego głową o ziemie.
Gdy zwierzę jest ogłuszone, zaczyna się nowy i niepojęty etap w tym trwającym
koszmarze. Pracownik wykonuje małe nacięcie na plecach zwierzęcia, a następnie
metodycznie ściąga z niego skórę. Proces skórowania trwa około minuty i podczas
jego trwania pracownik aktywnie utrzymuje zwierzę przy życiu, ponieważ, jak się
uważa, łatwiej jest oskórować zwierzę, gdy jest wciąż ciepłe i krew krąży w
jego żyłach. Lecz tu koszmar się nie kończy. Ostatni etap tego niewyobrażalnego
horroru polega na rzuceniu zwierzęcia na bok, na wierzch stosu powstałego z
jego zdychających przyjaciół, gdzie umiera nie mogąc wytrzymać bólu. W innych
przypadkach, gdy futro zwierzęcia nie jest potrzebne (głównie kocie), zostają
one wrzucone do worka, a następnie ugotowane żywcem w beczce wrzącej wody.”
(www.ptroa.co.il)
Opisane
powyżej procesy, przedstawione również na filmiku zamieszczonym na stronie
organizacji P.T.R.O.A. wywołują w ludziach odczucia trudne do opisania. Po
obejrzeniu tych drastycznych obrazów człowiek nie wyrzuca z siebie setek
zbędnych komentarzy nafaszerowanych nienawiścią do tych, którzy zajmują się
czymś tak okrutnym. Zamiast tego całkowicie się wycisza i zaczyna do niego
docierać, na jakim świecie żyje i że wszystkie drobne problemy codzienności,
które uważa się za zmory współczesności, w zestawieniu z dramatami
rozgrywającymi się na tzw. psich farmach wydają się śmiesznie małe.
Te
nagrania krążące w Internecie są silnym kontrargumentem dla tych, którzy utrzymują,
że problem azjatyckiej tradycji jest równoznaczny z ubojem zwierząt w Polsce.

Jakiegokolwiek
zdania byśmy nie byli, należy zwrócić uwagę na jedną istotną rzecz… Jak czytamy
na portalu Doglife, 2500 – tysięczna tradycja spożywania
psów i kotów w Chinach być może zostanie w niedalekiej przyszłości zakończona
za sprawą zmiany prawa, które mówi: „Ci, którzy złamią prawo o zapobieganiu
okrucieństwu wobec zwierząt, zostaną ukarani grzywną w wysokości 5,000 yuan
(453£) i spędzą 15 dni w areszcie. Za handel mięsem kary będą oczywiście dużo
wyższe, a restauracje tradycyjnie specjalizujące się w daniach z psiego mięsa
(najsłynniejsza restauracja w Szanghaju przerabia dziennie tonę psiny!) będą musiały
zostać zamknięte lub zmienić menu”. Dla wszystkich przeciwników
azjatyckich obyczajów nowina ta wydaje się być bardzo optymistyczna, lecz
szkopuł w tym, że owe postanowienie padło już dawno, jednak minie wiele czasu,
zanim wejdzie ono w życie. Sceptycy próbują się bronić i utrzymują, że zakaz
spożywania psów i kotów, podczas gdy nie jest zabronione jedzenie innych
gatunków zwierząt, jest zwyczajną hipokryzją. Należy spróbować wykazać się
wobec nich odrobiną wyrozumiałości… Tak naprawdę na początku powinno się skupić
na zmianie przepisów, aby zabraniały one niehumanitarnego traktowania zwierząt
przeznaczonych na ubój – to na pewno złagodziłoby odrobinę falę oburzenia i
byłoby swego rodzaju kompromisem w kwestii odmiennych poglądów obrońców
zwierząt i sceptyków. Najlepszym narzędziem walki z szokującymi procesami w
Azji jest uświadamianie – zarówno mieszkańców krajów, których dotyczy problem,
jak i wszystkich ludzi chcących zmienić ten stan rzeczy. Z tych pierwszych
trzeba stopniowo wykorzeniać tradycje, które kłócą się z normami moralnymi, a
tym drugim uzmysławiać, że bunty i nienawiść nie zmienią sytuacji i jedynym
sensownym rozwiązaniem jest przemyślane i racjonalne działanie. Nie wychodząc z
domu też można pomóc – są strony internetowe, na których istnieje możliwość
podpisania wirtualnych petycji wyrażających sprzeciw azjatyckim obyczajom, skierowanych
do władz krajów wschodnich. Ponieważ inicjatywą kierują znane organizacje
obrońców praw zwierząt, mamy gwarancję, że nie jest ona wyrazem buntu jakiegoś
zdesperowanego internauty, lecz poważnym przedsięwzięciem mającym szanse na
powodzenie. Petycje można znaleźć na stronach:
Poza ich podpisaniem jest wiele „internetowych” metod
pomocy. Uświadamianie, o którym wspomniałam, może się odbywać przez np.:
- zamieszczanie na YouTube i innych portalach filmików i
reportaży,
- zamieszczanie na swoich stronach, blogach, kontach na
portalach społecznościowych informacji o problemie zwierząt w Azji lub linków
do artykułów, filmików i reportaży,
- poruszanie problemu na forum społecznym.
Od
czegoś trzeba zacząć. Samo rozpaczanie nad losem tych zwierząt nie ma żadnego
znaczenia, jeżeli ludzie nie będą podejmować jakichś działań!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz