niedziela, 10 czerwca 2012

Pies... W Polsce słodki, w Chinach słodko-kwaśny

            Ludziom z całego świata nie jest obca informacja o tradycji jedzenia psów i kotów w krajach azjatyckich. Dla wielu brzmi to strasznie, ale tylko ci, którzy buszowali po YouTube i mieli okazję obejrzeć choćby jeden filmik ukazujący szokujące procesy uboju tych zwierząt, są w stanie pojąć, jaki wymiar ma kwestia poruszana przez miliony oburzonych tym stanem rzeczy osób…
          Wśród ludzi mówiących zdecydowane NIE wschodnim obyczajom pojawia się grupa sceptyków, którzy uważają, że w Chinach czy Korei spożywanie psiego mięsa jest równoznaczne z ubojem świń lub krów w Polsce. Tutaj można się zgodzić. Przecież trzoda chlewna to też zwierzęta – cierpią i czują tak samo jak każda żywa istota. Wyrzuty sumienia u Chińczyka zajadającego się psim gulaszem są takie same jak u Polaka spożywającego na obiad kotlet – czy myśli on o tym, że na talerzu ma właśnie świnię, która całkiem niedawno była żyjącym stworzeniem? Nasuwa się tylko pytanie, czy cierpienie można stopniować. Chyba można. Tak naprawdę nie wiadomo, co dzieje się za ścianami polskich rzeźni… Niedawno wyczytałam w Internecie, że świnie są wrzucane żywcem do wrzątku. Czy to prawda – nie mam pojęcia. Tak czy inaczej wiele osób jest święcie przekonanych, że w naszym kraju zwierzęta przeznaczone na ubój są zabijane w sposób humanitarny. Stąd zapewne bierze się nienawiść adresowana do mieszkańców Chin i Korei Południowej – metody zabijania psów i kotów w celu pozyskania ich futra oraz mięsa są jednym słowem nieludzkie…

„Każdego roku w Chinach dziesiątki milionów zwierząt zostają zarżnięte i zaszlachtowane. Zapotrzebowanie na futro jest wysokie, a Chińczycy je dostarczają. To czego nie uda im się wyeksportować poza Chiny zwykle kończy na talerzu. Zasmuca fakt, że zwierzęta cierpią horrendalne tortury. Są łapane na ulicy i tuzinami upychane w małych klatkach, bez możliwości ruchu. Następnie rzuca się nimi jak martwymi przedmiotami z ciężarówek na ziemię, uderzają o siebie nawzajem i obijają o stalowe klatki. Później klatki te są układane w sterty i wtedy zaczyna się prawdziwy koszmar. Zwierzę zostaje brutalnie wyciągnięte z klatki i związane, by uniknąć oporu. Jest lekko oszołomione uderzeniem w głowę, ale wciąż żywe. Jeżeli zwierzę nie jest ciężkie, pracownik trzyma je za tylnie łapy po czym bierze zamach i uderza jego głową o ziemie. Gdy zwierzę jest ogłuszone, zaczyna się nowy i niepojęty etap w tym trwającym koszmarze. Pracownik wykonuje małe nacięcie na plecach zwierzęcia, a następnie metodycznie ściąga z niego skórę. Proces skórowania trwa około minuty i podczas jego trwania pracownik aktywnie utrzymuje zwierzę przy życiu, ponieważ, jak się uważa, łatwiej jest oskórować zwierzę, gdy jest wciąż ciepłe i krew krąży w jego żyłach. Lecz tu koszmar się nie kończy. Ostatni etap tego niewyobrażalnego horroru polega na rzuceniu zwierzęcia na bok, na wierzch stosu powstałego z jego zdychających przyjaciół, gdzie umiera nie mogąc wytrzymać bólu. W innych przypadkach, gdy futro zwierzęcia nie jest potrzebne (głównie kocie), zostają one wrzucone do worka, a następnie ugotowane żywcem w beczce wrzącej wody.”
(www.ptroa.co.il)

          Opisane powyżej procesy, przedstawione również na filmiku zamieszczonym na stronie organizacji P.T.R.O.A. wywołują w ludziach odczucia trudne do opisania. Po obejrzeniu tych drastycznych obrazów człowiek nie wyrzuca z siebie setek zbędnych komentarzy nafaszerowanych nienawiścią do tych, którzy zajmują się czymś tak okrutnym. Zamiast tego całkowicie się wycisza i zaczyna do niego docierać, na jakim świecie żyje i że wszystkie drobne problemy codzienności, które uważa się za zmory współczesności, w zestawieniu z dramatami rozgrywającymi się na tzw. psich farmach wydają się śmiesznie małe.
            Te nagrania krążące w Internecie są silnym kontrargumentem dla tych, którzy utrzymują, że problem azjatyckiej tradycji jest równoznaczny z ubojem zwierząt w Polsce.
            Spotkałam się też z inną odpowiedzią dla sceptyków – wielu miłośników psów uważa, że porównywanie trzody chlewnej do domowych pupilów pełniących rolę naszych najlepszych przyjaciół jest nie na miejscu. W tym również jest ziarno prawdy. Czy jakaś świnia lub krowa kiedykolwiek była przewodnikiem osoby niewidomej? Czy któraś z nich pracowała w służbach mundurowych u boku człowieka? Czy któraś dawała radość dzieciom chorym na autyzm? Tutaj właśnie pojawia się kontrowersja – wszystkie zwierzęta zasługują na humanitarne traktowanie, jednakże należy podkreślić, że to właśnie psy są niezawodnymi przyjaciółmi w służbie człowieka.
            Jakiegokolwiek zdania byśmy nie byli, należy zwrócić uwagę na jedną istotną rzecz… Jak czytamy na portalu Doglife, 2500 – tysięczna tradycja spożywania psów i kotów w Chinach być może zostanie w niedalekiej przyszłości zakończona za sprawą zmiany prawa, które mówi: „Ci, którzy złamią prawo o zapobieganiu okrucieństwu wobec zwierząt, zostaną ukarani grzywną w wysokości 5,000 yuan (453£) i spędzą 15 dni w areszcie. Za handel mięsem kary będą oczywiście dużo wyższe, a restauracje tradycyjnie specjalizujące się w daniach z psiego mięsa (najsłynniejsza restauracja w Szanghaju przerabia dziennie tonę psiny!) będą musiały zostać zamknięte lub zmienić menu”. Dla wszystkich przeciwników azjatyckich obyczajów nowina ta wydaje się być bardzo optymistyczna, lecz szkopuł w tym, że owe postanowienie padło już dawno, jednak minie wiele czasu, zanim wejdzie ono w życie. Sceptycy próbują się bronić i utrzymują, że zakaz spożywania psów i kotów, podczas gdy nie jest zabronione jedzenie innych gatunków zwierząt, jest zwyczajną hipokryzją. Należy spróbować wykazać się wobec nich odrobiną wyrozumiałości… Tak naprawdę na początku powinno się skupić na zmianie przepisów, aby zabraniały one niehumanitarnego traktowania zwierząt przeznaczonych na ubój – to na pewno złagodziłoby odrobinę falę oburzenia i byłoby swego rodzaju kompromisem w kwestii odmiennych poglądów obrońców zwierząt i sceptyków. Najlepszym narzędziem walki z szokującymi procesami w Azji jest uświadamianie – zarówno mieszkańców krajów, których dotyczy problem, jak i wszystkich ludzi chcących zmienić ten stan rzeczy. Z tych pierwszych trzeba stopniowo wykorzeniać tradycje, które kłócą się z normami moralnymi, a tym drugim uzmysławiać, że bunty i nienawiść nie zmienią sytuacji i jedynym sensownym rozwiązaniem jest przemyślane i racjonalne działanie. Nie wychodząc z domu też można pomóc – są strony internetowe, na których istnieje możliwość podpisania wirtualnych petycji wyrażających sprzeciw azjatyckim obyczajom, skierowanych do władz krajów wschodnich. Ponieważ inicjatywą kierują znane organizacje obrońców praw zwierząt, mamy gwarancję, że nie jest ona wyrazem buntu jakiegoś zdesperowanego internauty, lecz poważnym przedsięwzięciem mającym szanse na powodzenie. Petycje można znaleźć na stronach:
Poza ich podpisaniem jest wiele „internetowych” metod pomocy. Uświadamianie, o którym wspomniałam, może się odbywać przez np.:
- zamieszczanie na YouTube i innych portalach filmików i reportaży,
- zamieszczanie na swoich stronach, blogach, kontach na portalach społecznościowych informacji o problemie zwierząt w Azji lub linków do artykułów, filmików i reportaży,
- poruszanie problemu na forum społecznym.

                Od czegoś trzeba zacząć. Samo rozpaczanie nad losem tych zwierząt nie ma żadnego znaczenia, jeżeli ludzie nie będą podejmować jakichś działań!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz