niedziela, 24 czerwca 2012

Po wysłuchaniu sceptyków

                Dzisiaj rozdrapię pierwszą ranę, czyli powrócę do tematu azjatyckiej tradycji jedzenia psiego mięsa. Kiedy pisałam o tym po raz pierwszy, targały mną silne emocje i nie bardzo wiedziałam, czy jestem przeciwna zabijaniu zwierząt w celu pozyskania ich futra czy serwowaniu ich w restauracjach. Nie sprecyzowałam, czy chcę walczyć z samym zabijaniem, czy może tylko robić szum w celu uregulowania przepisów dotyczących humanitarnego uboju. Od tamtego czasu dużo czytałam, dużo dyskutowałam i na dzień dzisiejszy jestem w stanie pewne sprawy uporządkować (przynajmniej mam taką nadzieję).

Mniejsze zło
                Zacznijmy od tego, czemu ja osobiście się sprzeciwiam. Jako miłośniczka zwierząt – zabijaniu. Jako osoba obiektywna – metodom zabijania.
                Należy podkreślić, że psy i koty we współczesnym świecie pełnią rolę zwierząt towarzyszących. Więc sądzę, że to trochę nieadekwatne do XXI wieku, żeby Azjaci robili sobie z nich kurteczki i kotleciki. Tradycja? Żaden argument! Nie można usprawiedliwiać zbrodni obyczajem. Z biegiem czasu świat się zmienia. I człowiek się zmienia. Zmieniamy sposób myślenia na pewne sprawy, niektóre rzeczy widzimy inaczej niż nasi przodkowie. Na tym polega postęp. No i jeszcze chcę zwrócić uwagę na to, że ten okrutny obyczaj nie dotyczy całych Chin. Wiele azjatyckich psów i kotów żyje tak jak nasi europejscy podopieczni – mają swoich opiekunów, kochające domy. Więc nikt mi nie wmówi, że w tym przypadku można szukać usprawiedliwienia w nieuświadomieniu tamtejszej ludności, bo każdy dobrze wie, dlaczego miliony rodzin na całym świecie ma w swoich domach zwierzęta.
                No to teraz kwestia metod uboju psów i kotów w Chinach. Nie wiem, jak trzeba być nieczułym, żeby zaprzeczać, iż gotowanie i obdzieranie ze skóry zwierząt „żywcem” jest najzwyczajniej w świecie chore.
                Spotkałam się z opinią, że my, Polacy, nie powinniśmy zaglądać do talerzy Azjatów, bo nasze świnie i krowy w rzeźniach lepiej nie mają. Nie wypowiadam się, bo nigdy w rzeźni nie byłam. Dodam, że na pewnym forum śledziłam ostatnio dyskusję na ten temat i pojawiła się wypowiedź człowieka, który – jak pisał – był pracownikiem pewnej polskiej rzeźni, miał z tym styczność i obecnie odchodzi się od bolesnych dla zwierząt metod zabijania (jak twierdził, teraz popularna staje się metoda wprowadzania świń do pomieszczenia z gazem, gdzie po prostu zasypiają w „błogiej nieświadomości”). Także jeśli ktoś ma ochotę to zweryfikować, to niech po prostu odwiedzi jeden z takich zakładów i zaspokoi swoją ciekawość. Tak czy inaczej – jeżeli ktoś sądzi, że Polacy powinni się skupić na swoich zwierzętach – niech sam się tym zajmie. Jak pisałam ostatnio, brzydzę się krytyką działania poszczególnych grup ludzi przez osoby, które same nie raczą ruszyć tyłka i zacząć coś robić. Bo to naprawdę nie w porządku.
                Naiwne jest, by sądzić, że z powodu petycji Europejczyków Chińczycy się „nawrócą” i nagle zaczną szanować zwierzęta, skoro nie szanują ludzi (przykład? - http://www.papilot.pl/wydarzenia/10646/Zupa-na-wywarze-z-ludzkiego-plodu-chinski-przeboj-kulinarny.html ). Chociaż mniejszym złem byłoby, gdyby chociaż zajadali się psami zabitymi w humanitarny sposób i nosili futra zdarte z ich martwych już właścicieli. No ale lepiej jest robić niewiele niż nie robić nic i temu służy wyrażenie sprzeciwu tym procesom. Przynajmniej nie będziemy musieli sobie kiedyś zarzucać, że nie próbowaliśmy i że być może zaprzepaściliśmy szansę na naprawienie takiego stanu rzeczy. Jeśli wywalczenie wprowadzenia zakazu uboju psów i kotów jest nieosiągalne, to na początku skupmy się na zmianie metod. Pewnie niejeden twierdzi, że to bez znaczenia, skoro zwierzęta i tak zginą. Nie będę mówić, co o tym sądzę, bo wystarczy, że zapytam: wolelibyście dostać kulkę w głowę, czy może przedtem zostać obdartymi ze skóry lub wrzuconymi do beczki wrzącej wody?

Co jest gorsze?
                Kolejne niedomówienie dotyczy pytania, o co chodzi – o mięso czy o futro? Bo jeżeli chodziłoby o mięso, to na dobrą sprawę jest to jakby bez sensu, gdyż równie dobrze w Indiach mogliby wymyśleć petycję do Europejczyków o zaprzestanie mordowania „świętych” krów. Ale z drugiej strony wracamy do punktu wyjścia – psy i koty na całym świecie pełnią rolę naszych przyjaciół, natomiast „świętość” krów dotyczy kultury tylko pewnego obszaru.
                Futro? No właśnie… Pozwolę sobie zalinkować pewien filmik: http://www.youtube.com/watch?v=TOB8GbvbCkQ Tutaj mowa jest o przemyśle futrzanym i ukazany jest problem ogromnej skali obrotu psimi i kocimi skórami. Miłośnik zwierząt brzydzi się produkcją futer z jakichkolwiek gatunków, ale dla przeciętnego człowieka ten przemysł z pewnością może być wstrząsający.

Nie tylko psy i nie tylko Chiny
                Skupiłam się na azjatyckiej tradycji, ale warto wiedzieć, że u nas również… zjada się psy. Pewnie wielu miało okazję oglądać kiedyś w „Interwencji” reportaż o mężczyźnie, który żywił się tymi zwierzętami z powodu – jak twierdził – biedy. Możecie sobie poczytać w archiwum: http://www.interwencja.polsat.pl/Interwencja__Oficjalna_Strona_Internetowa_Programu_INTERWENCJA,5781/Archiwum,5794/Archiwum__News,5800/Czlowiek_Jadl_Psy,873168/index.html . I co tu można powiedzieć… Pozostawiam to wszystkim do indywidualnej opinii.
                Jeśli chodzi o futro, nie muszę się rozpisywać, bo wszyscy mają to minimum wiedzy, że w przemyśle tym wykorzystuje się zwierzęta takie jak foki, lisy, szopy czy norki. Trochę czytałam, trochę buszowałam po YouTube i dowiedziałam się, że w innych państwach również nie jest kolorowo… W Kanadzie bestialsko zabija się młode foki (o czym już pisałam), a na przykład w USA znajduje się ferma lisów – rzekomo mająca najlepsze warunki chowu na świecie – gdzie… A, sami zobaczcie: http://www.youtube.com/watch?v=yPHi0k45w98 . To tylko dwa przykłady – tak naprawdę podobne dramaty rozgrywają się na całym świecie. Pewnie zapytanie więc, dlaczego napisałam tylko o Chinach i tylko o psach i kotach… Zatem odpowiadam. Po pierwsze, uwrażliwiając na ten przypadek – uwrażliwiam również na wszystkie inne. Tak mi się wydaje, skoro ja sama po zapoznaniu się z tym problemem zainteresowałam się polskimi końmi transportowanymi na rzeź, wegetarianizmem czy właśnie lisami z USA. Po drugie, trudno w jednym wpisie uwzględnić wszystko, co dotyczy okrutnego traktowania naszych „braci mniejszych”. Na szczęście nie muszę się ograniczać do jednego wpisu i mam jeszcze wiele możliwości, żeby nagłaśniać tego typu sprawy.

„Używajcie mózgu!”
W woli ścisłości – ani ten tekst, ani żaden inny na moim blogu, nie ma na celu przekonywać ludzi  do moich poglądów. Ja nie muszę mieć racji ani tabunów zwolenników – ja mam oczy i uszy; piszę o tym, o czym (moim zdaniem) ludzie wiedzieć powinni i staram się podpowiadać im, jak mogą wypracować własny punkt widzenia. A jeśli chodzi o to, co sami czytelnicy sądzą na podejmowane przeze mnie tematy, to już jest tylko i wyłącznie ich sprawa. Pozwolę sobie zacytować Michała Piróga: „Używajcie, państwo, mózgu!”.

1 komentarz: