Dzisiaj
rozdrapię pierwszą ranę, czyli powrócę do tematu azjatyckiej tradycji jedzenia
psiego mięsa. Kiedy pisałam o tym po raz pierwszy, targały mną silne emocje i
nie bardzo wiedziałam, czy jestem przeciwna zabijaniu zwierząt w celu
pozyskania ich futra czy serwowaniu ich w restauracjach. Nie sprecyzowałam, czy
chcę walczyć z samym zabijaniem, czy może tylko robić szum w celu uregulowania
przepisów dotyczących humanitarnego uboju. Od tamtego czasu dużo czytałam, dużo
dyskutowałam i na dzień dzisiejszy jestem w stanie pewne sprawy uporządkować
(przynajmniej mam taką nadzieję).
Mniejsze zło
                Zacznijmy od
tego, czemu ja osobiście się sprzeciwiam. Jako miłośniczka zwierząt –
zabijaniu. Jako osoba obiektywna – metodom zabijania. 
 Należy
podkreślić, że psy i koty we współczesnym świecie pełnią rolę zwierząt
towarzyszących. Więc sądzę, że to trochę nieadekwatne do XXI wieku, żeby Azjaci
robili sobie z nich kurteczki i kotleciki. Tradycja? Żaden argument! Nie można
usprawiedliwiać zbrodni obyczajem. Z biegiem czasu świat się zmienia. I
człowiek się zmienia. Zmieniamy sposób myślenia na pewne sprawy, niektóre
rzeczy widzimy inaczej niż nasi przodkowie. Na tym polega postęp. No i jeszcze
chcę zwrócić uwagę na to, że ten okrutny obyczaj nie dotyczy całych Chin. Wiele
azjatyckich psów i kotów żyje tak jak nasi europejscy podopieczni – mają swoich
opiekunów, kochające domy. Więc nikt mi nie wmówi, że w tym przypadku można
szukać usprawiedliwienia w nieuświadomieniu tamtejszej ludności, bo każdy
dobrze wie, dlaczego miliony rodzin na całym świecie ma w swoich domach
zwierzęta.
                Należy
podkreślić, że psy i koty we współczesnym świecie pełnią rolę zwierząt
towarzyszących. Więc sądzę, że to trochę nieadekwatne do XXI wieku, żeby Azjaci
robili sobie z nich kurteczki i kotleciki. Tradycja? Żaden argument! Nie można
usprawiedliwiać zbrodni obyczajem. Z biegiem czasu świat się zmienia. I
człowiek się zmienia. Zmieniamy sposób myślenia na pewne sprawy, niektóre
rzeczy widzimy inaczej niż nasi przodkowie. Na tym polega postęp. No i jeszcze
chcę zwrócić uwagę na to, że ten okrutny obyczaj nie dotyczy całych Chin. Wiele
azjatyckich psów i kotów żyje tak jak nasi europejscy podopieczni – mają swoich
opiekunów, kochające domy. Więc nikt mi nie wmówi, że w tym przypadku można
szukać usprawiedliwienia w nieuświadomieniu tamtejszej ludności, bo każdy
dobrze wie, dlaczego miliony rodzin na całym świecie ma w swoich domach
zwierzęta. 
                No to teraz
kwestia metod uboju psów i kotów w Chinach. Nie wiem, jak trzeba być nieczułym,
żeby zaprzeczać, iż gotowanie i obdzieranie ze skóry zwierząt „żywcem” jest najzwyczajniej
w świecie chore. 
                Spotkałam się
z opinią, że my, Polacy, nie powinniśmy zaglądać do talerzy Azjatów, bo nasze
świnie i krowy w rzeźniach lepiej nie mają. Nie wypowiadam się, bo nigdy w
rzeźni nie byłam. Dodam, że na pewnym forum śledziłam ostatnio dyskusję na ten
temat i pojawiła się wypowiedź człowieka, który – jak pisał – był pracownikiem
pewnej polskiej rzeźni, miał z tym styczność i obecnie odchodzi się od
bolesnych dla zwierząt metod zabijania (jak twierdził, teraz popularna staje
się metoda wprowadzania świń do pomieszczenia z gazem, gdzie po prostu
zasypiają w „błogiej nieświadomości”). Także jeśli ktoś ma ochotę to
zweryfikować, to niech po prostu odwiedzi jeden z takich zakładów i zaspokoi
swoją ciekawość. Tak czy inaczej – jeżeli ktoś sądzi, że Polacy powinni się
skupić na swoich zwierzętach – niech sam się tym zajmie. Jak pisałam ostatnio,
brzydzę się krytyką działania poszczególnych grup ludzi przez osoby, które same
nie raczą ruszyć tyłka i zacząć coś robić. Bo to naprawdę nie w porządku. 
                Naiwne jest,
by sądzić, że z powodu petycji Europejczyków Chińczycy się „nawrócą” i nagle
zaczną szanować zwierzęta, skoro nie szanują ludzi (przykład? - http://www.papilot.pl/wydarzenia/10646/Zupa-na-wywarze-z-ludzkiego-plodu-chinski-przeboj-kulinarny.html ).
Chociaż mniejszym złem byłoby, gdyby chociaż zajadali się psami zabitymi w
humanitarny sposób i nosili futra zdarte z ich martwych już właścicieli. No ale
lepiej jest robić niewiele niż nie robić nic i temu służy wyrażenie sprzeciwu
tym procesom. Przynajmniej nie będziemy musieli sobie kiedyś zarzucać, że nie
próbowaliśmy i że być może zaprzepaściliśmy szansę na naprawienie takiego stanu
rzeczy. Jeśli wywalczenie wprowadzenia zakazu uboju psów i kotów jest
nieosiągalne, to na początku skupmy się na zmianie metod. Pewnie niejeden
twierdzi, że to bez znaczenia, skoro zwierzęta i tak zginą. Nie będę mówić, co
o tym sądzę, bo wystarczy, że zapytam: wolelibyście dostać kulkę w głowę, czy
może przedtem zostać obdartymi ze skóry lub wrzuconymi do beczki wrzącej wody?
Co jest gorsze?
                Kolejne
niedomówienie dotyczy pytania, o co chodzi – o mięso czy o futro? Bo jeżeli
chodziłoby o mięso, to na dobrą sprawę jest to jakby bez sensu, gdyż równie
dobrze w Indiach mogliby wymyśleć petycję do Europejczyków o zaprzestanie
mordowania „świętych” krów. Ale z drugiej strony wracamy do punktu wyjścia –
psy i koty na całym świecie pełnią
rolę naszych przyjaciół, natomiast „świętość” krów dotyczy kultury tylko
pewnego obszaru. 
                Futro? No
właśnie… Pozwolę sobie zalinkować pewien filmik: http://www.youtube.com/watch?v=TOB8GbvbCkQ Tutaj
mowa jest o przemyśle futrzanym i ukazany jest problem ogromnej skali obrotu
psimi i kocimi skórami. Miłośnik zwierząt brzydzi się produkcją futer z
jakichkolwiek gatunków, ale dla przeciętnego człowieka ten przemysł z pewnością
może być wstrząsający. 
Nie tylko psy i nie tylko Chiny
                Skupiłam się
na azjatyckiej tradycji, ale warto wiedzieć, że u nas również… zjada się psy.
Pewnie wielu miało okazję oglądać kiedyś w „Interwencji” reportaż o mężczyźnie,
który żywił się tymi zwierzętami z powodu – jak twierdził – biedy. Możecie
sobie poczytać w archiwum: http://www.interwencja.polsat.pl/Interwencja__Oficjalna_Strona_Internetowa_Programu_INTERWENCJA,5781/Archiwum,5794/Archiwum__News,5800/Czlowiek_Jadl_Psy,873168/index.html . I co tu
można powiedzieć… Pozostawiam to wszystkim do indywidualnej opinii. 
 Jeśli chodzi
o futro, nie muszę się rozpisywać, bo wszyscy mają to minimum wiedzy, że w
przemyśle tym wykorzystuje się zwierzęta takie jak foki, lisy, szopy czy norki.
Trochę czytałam, trochę buszowałam po YouTube i dowiedziałam się, że w innych
państwach również nie jest kolorowo… W Kanadzie bestialsko zabija się młode
foki (o czym już pisałam), a na przykład w USA znajduje się ferma lisów –
rzekomo mająca najlepsze warunki chowu na świecie – gdzie… A, sami zobaczcie: http://www.youtube.com/watch?v=yPHi0k45w98 . To
tylko dwa przykłady – tak naprawdę podobne dramaty rozgrywają się na całym
świecie. Pewnie zapytanie więc, dlaczego napisałam tylko o Chinach i tylko o
psach i kotach… Zatem odpowiadam. Po pierwsze, uwrażliwiając na ten przypadek –
uwrażliwiam również na wszystkie inne. Tak mi się wydaje, skoro ja sama po
zapoznaniu się z tym problemem zainteresowałam się polskimi końmi
transportowanymi na rzeź, wegetarianizmem czy właśnie lisami z USA. Po drugie,
trudno w jednym wpisie uwzględnić wszystko, co dotyczy okrutnego traktowania
naszych „braci mniejszych”. Na szczęście nie muszę się ograniczać do jednego
wpisu i mam jeszcze wiele możliwości, żeby nagłaśniać tego typu sprawy.
                Jeśli chodzi
o futro, nie muszę się rozpisywać, bo wszyscy mają to minimum wiedzy, że w
przemyśle tym wykorzystuje się zwierzęta takie jak foki, lisy, szopy czy norki.
Trochę czytałam, trochę buszowałam po YouTube i dowiedziałam się, że w innych
państwach również nie jest kolorowo… W Kanadzie bestialsko zabija się młode
foki (o czym już pisałam), a na przykład w USA znajduje się ferma lisów –
rzekomo mająca najlepsze warunki chowu na świecie – gdzie… A, sami zobaczcie: http://www.youtube.com/watch?v=yPHi0k45w98 . To
tylko dwa przykłady – tak naprawdę podobne dramaty rozgrywają się na całym
świecie. Pewnie zapytanie więc, dlaczego napisałam tylko o Chinach i tylko o
psach i kotach… Zatem odpowiadam. Po pierwsze, uwrażliwiając na ten przypadek –
uwrażliwiam również na wszystkie inne. Tak mi się wydaje, skoro ja sama po
zapoznaniu się z tym problemem zainteresowałam się polskimi końmi
transportowanymi na rzeź, wegetarianizmem czy właśnie lisami z USA. Po drugie,
trudno w jednym wpisie uwzględnić wszystko, co dotyczy okrutnego traktowania
naszych „braci mniejszych”. Na szczęście nie muszę się ograniczać do jednego
wpisu i mam jeszcze wiele możliwości, żeby nagłaśniać tego typu sprawy. „Używajcie mózgu!”
W woli ścisłości – ani ten tekst, ani
żaden inny na moim blogu, nie ma na celu przekonywać ludzi  do moich poglądów. Ja nie muszę mieć racji
ani tabunów zwolenników – ja mam oczy i uszy; piszę o tym, o czym (moim
zdaniem) ludzie wiedzieć powinni i staram się podpowiadać im, jak mogą
wypracować własny punkt widzenia. A jeśli chodzi o to, co sami czytelnicy sądzą
na podejmowane przeze mnie tematy, to już jest tylko i wyłącznie ich sprawa.
Pozwolę sobie zacytować Michała Piróga: „Używajcie, państwo, mózgu!”.
 
 
Wow Milena, ty tak piszesz, że ja czytam to jednym tchem! :)
OdpowiedzUsuń