piątek, 15 czerwca 2012

Zabijanie i niezabijanie hamburgerów

Mięsożercy – ci nigdy niezastanawiający się, czym był przedtem ich obiad – najczęściej traktują wegetarianizm jako obiekt drwin. Pukają się w czoło, kiedy się im powie, że dla tego smacznego schaboszczaka musiała zginąć świnia. Czemu? No przecież to prawda, że musiała. Przecież nie biega sobie teraz radośnie uszczuplona o ten nasz kotlecik i nie cieszy się życiem jak przedtem. Ale to tylko świnia. Uwaga, uwaga! Słowo klucz – tylko. Tylko ją trzymali przez całe jej życie w ciasnej klatce, w której nawet nie mogła się obrócić. Tylko zrobiono z niej maszynę do rodzenia prosiąt, żeby produkcja była bardziej „owocna”. Tylko cierpiała na różne schorzenia. Tylko faszerowano ją antybiotykami. Tylko ją zarżnęli. A my – tylko ją zjemy. Tylko i nic poza tym.
                Wegetarianie w zaskakujący dla mięsożerców sposób skalę tylko wyolbrzymiają do aż. I chwała im za to! Jeżeli chcą i mogą żyć bez mięsa, to niech żyją. A co wam, mięsożercom, do tego? Niech zgadnę – irytuje was mówienie, że jedząc w KFC, zabijacie. Pewnie uważacie to za wtykanie nosa do nie swojego talerza. Nie oszukujmy się – próbujecie jedynie ostrożnie obejść fakty i wyrzec się niechlubnego miana „mordercy zwierząt”. I zawzięcie utrzymujecie przy swoim, że kochacie zwierzęta, bo codziennie karmicie i wyprowadzacie swoje psy.  Błąd logiczny – skoro psy, to psy, a uogólnienie do zwierząt jest drobnym kłamstewkiem. Ale że – jak to się mówi – diabeł tkwi w szczegółach, to oszukujecie i siebie, i cały świat. Gdyby (rany, jak ja lubię gdybać) wszyscy ludzie na świecie z dnia na dzień wyrzekli się swojej mięsożernej natury, chów przemysłowy zwierząt stałby się wspomnieniem i nie musielibyście rżnąć głupa przed sobą i swoimi kotami czy psami, które – jak twierdzicie – kochacie.
                Wystarczy gdybania, planeta Ziemia wita… A ja tam nikogo do wegetarianizmu nie namawiam (przy czym jednak lubię się droczyć z mięsożercami, którzy usiłują z oburzeniem udowodnić mi, że nie zabijają – nie ma to jak zdemaskować hipokrytę, he, he). No po co mam namawiać? Jeżeli ktoś, zajadając się przepyszną kiełbaską, nie widzi na talerzu świńskiej mordki, to nie zrobi się z niego na siłę wegetarianina.
Inna sprawa, jeśli ktoś – najprościej mówiąc – boi się odejść od jedzenia mięsa. Tak, tak, czasem – jeśli nie często – chodzi o strach. Pamiętamy wskazujący palec rodzica w górze i mrożącą krew w żyłach przestrogę: „Jedz mięso, jedz, bo nabawisz się jakichś choróbsk – choćby anemii”. Dziecko nie ma bladego pojęcia, czym jest owa anemia, ale z tonu głosu rodzica wnioskuje, że to nic fajnego, więc bez dyskusji pałaszuje panierowane skrzydełko kurczaka. Głowę dam, że nasi dziadkowie recytowali swoim pociechom tę samą śpiewkę. Na szczęście (no nie zawsze, ale w tym przypadku to chyba na szczęście) nasze pokolenie ma pod ręką Internet, wstukujemy w Google hasło „wegetarianizm” i dowiadujemy się, że X lat temu rodzice zrobili sobie z nas – no po naszemu mówiąc – jaja, chociaż na 99,9% możemy być pewni, że po prostu byli tak samo „nieuświadomieni” jak my. Powtarzam – nie mam w zwyczaju „nawracać” mięsożernych, ale – w  intencji wyedukowania paru czytelników – zapraszam tutaj:
Wyedukowani mogą z czystym sumieniem wypowiadać się na temat diety wegetariańskiej. Ci niewyedukowani teoretycznie też, ale nie sądzę, żeby któryś wegetarianin zechciał analizować wyssane z palca bzdury odpornego na wiedzę mięsożercy.
                Więc tak – wóz albo przewóz. Trzy warianty:
A. jesteś wegetarianinem (i faktycznie nie zabijasz – czy to czynnie, czy biernie – zwierząt)
B. jesteś mięsożercą (godzisz się ze swoją naturą i nie zaprzeczasz, że twój kotlecik był świnią, która przedtem sporo się wycierpiała)
C. jesteś żałosnym hipokrytą (podczas wizyty w McDonaldzie mówisz: „Mmm… przepyszny ten hamburger!”, utrzymujesz, że kochasz /wszystkie/ zwierzęta i umywasz ręce od tego, co się dzieje za ścianami rzeźni).
Oklaski dla wegetarian i mięsożerców grupy B.! Grupie C – głośne „Buuuuuuuuuu!”.  

2 komentarze: